fbpx
Janusz Poniewierski kwiecień 2011

Pożegnania

Nagła śmierć arcybiskupa Józefa Życińskiego stworzyła w Kościele w Polsce trudną do zasypania wyrwę. Odszedł bowiem biskup stosunkowo młody (od kościelnej emerytury dzieliło go aż dwanaście lat), niezwykle pracowity, a przy tym nowoczesny i niebojący się mediów.

Artykuł z numeru

Zmierzch religii smoleńskiej?

Nie ukrywam, że podzielałem jego wizję Kościoła; niestety, w Konferencji Episkopatu Życiński był w zdecydowanej mniejszości. Mówił o tym po jego śmierci arcybiskup Tadeusz Gocłowski (od 2008 roku emeryt): „Było nas chyba czterech czy sześciu biskupów, którzy się rozumieli w stu procentach we wszystkich dziedzinach. [On] Czasami miał takie zdanie, które wyzwalało u innych emocje”.

Co tu kryć, jego zalety o wiele lepiej dostrzegano – i umiano wykorzystać! – w Stolicy Apostolskiej aniżeli w Kościele hierarchicznym w Polsce. Nie jest już dziś tajemnicą, że – ku uciesze wielu ideowych przeciwników, którzy pragnęli się go z kraju pozbyć – brano pod uwagę jego kandydaturę na stanowisko przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Kultury, co w przyszłości mogłoby oznaczać także i kapelusz kardynalski. Tymczasem polscy hierarchowie nie chcieli nawet, żeby Życiński reprezentował ich na Synodzie Biskupów w 2001 roku (poświęconym, nomen omen, misji biskupa w Kościele). Ale on i tak na ten Synod pojechał – na zaproszenie Jana Pawła II, który go tak bardzo cenił, że wymienił jego nazwisko w książce Wstańcie, chodźmy!. Dopiero po śmierci Arcybiskupa dowiedzieliśmy się o jego współpracy z papieżem Wojtyłą: na przykład przy okazji rehabilitacji Galileusza, listu do o. George’a Coyne’a na temat relacji łączących nauki przyrodnicze z teologią czy też ważnego przemówienia dotyczącego teorii ewolucji. Jestem również przekonany, że Ojciec Święty konsultował z nim niektóre fragmenty encykliki Fides et ratio; warto też pamiętać, że to właśnie Życiński wraz z dwoma innymi biskupami (kard. Varelą z Madrytu i abp. Nicholsem z Birmingham) został przez Papieża poproszony o prezentację adhortacji Ecclesia in Europa. Cenił go także Benedykt XVI, widząc w Józefie Życińskim sojusznika i obrońcę racjonalności wiary. Kard. Stanisław Dziwisz pamięta, że o Życińskiego zagadnął kiedyś kardynała Ratzingera Jan Paweł II. „To jest ktoś!” – miał powiedzieć ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary. I było w tej odpowiedzi, jak sądzę, coś więcej niż tylko uznanie dorobku wybitnego intelektualisty i rzutkiego biskupa. Moim zdaniem, Joseph Ratzinger dostrzegł w nim bratnią duszę: człowieka wiary uważającego rozum za najwspanialszy dar Stwórcy.

Arcybiskup Życiński wykorzystywał ten dar – w służbie Bogu i Kościołowi – najlepiej jak potrafił: jako profesor filozofii, członek wielu międzynarodowych towarzystw naukowych (m.in. Rosyjskiej Akademii Nauk Przyrodniczych), juror Nagrody Templetona zwanej teologicznym Noblem, organizator odbywających się w Castel Gandolfo spotkań ludzi nauki z Papieżem, wreszcie publicysta, autor namiętnych filipik przeciwko postmodernizmowi.

Ale on był jednak (począwszy od roku 1990) przede wszystkim biskupem. Miał wizję i potrafił wcielać ją w życie wszędzie tam, gdzie posyłał go Kościół – zarówno w Tarnowie (1990-1997), jak i w uniwersyteckim Lublinie (1997-2011). Komputeryzował diecezje, ogłaszał dane dotyczące finansów Kościoła, promował świeckich, zakładał wydawnictwa i wspierał katolickie media, budując jednocześnie kolejne kaplice wieczystej adoracji. Jako biskup próbował być uczniem i kontynuatorem Jana Pawła II, uczącego, że to „człowiek jest drogą Kościoła”. Bez abp. Życińskiego nie byłoby na przykład ani Katolickiej Agencji Informacyjnej, ani lubelskich Kongresów Kultury Chrześcijańskiej. Nie sposób też przecenić jego roli w dialogu chrześcijańsko-żydowskim (z ogromnym przekonaniem kultywował pamięć o lubelskich Żydach) i w dialogu ekumenicznym (to jedyny polski hierarcha katolicki, który ogłosił wspólny list pasterski razem z biskupem prawosławnym). Był – znowu z ramienia Watykanu – członkiem Wspólnej Grupy Roboczej Kościoła rzymskokatolickiego i Światowej Rady Kościołów i jedynym chyba biskupem katolickim poproszonym o wykład inauguracyjny na Wydziale Teologicznym (prawosławnym!) Europejskiego Uniwersytetu Humanistycznego w Mińsku. Z ekumenicznego punktu widzenia imponująca jest lista osób, którym – z jego inspiracji – Katolicki Uniwersytet Lubelski przyznał tytuł doktora honoris causa. Są na niej m.in.: rabin Elio Toaff, rumuński patriarcha Teoktyst i patriarcha Konstantynopola Bartłomiej I. Nic dziwnego, że serdecznym przyjacielem (i „kamieniem węgielnym w budowaniu relacji między siostrzanymi Kościołami”) nazwał go prawosławny biskup lubelsko-chełmski Abel, zaś w pożegnaniu Arcybiskupa uczestniczyli Żydzi (rabin Michael Schudrich: „Modlimy się w intencji wielkiego człowieka, wielkiego duchownego, wielkiego przyjaciela, naszego brata Józefa”) i muzułmanie. Oraz wielu niewierzących i wątpiących, takich, którzy mają z Kościołem problem.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się