fbpx
Janusz Poniewierski styczeń 2011

Na rozstajach, Kościół w Polsce A.D. 2011

Kościół w Polsce będzie musiał podjąć wysiłek myślenia –  przede wszystkim o relacji pomiędzy religią a nowoczesnością i sposobie obecności w życiu publicznym: w państwie i pluralistycznym społeczeństwie. A także o roli indywidualnego sumienia i kwestii wolności. Od tych problemów nie da się już dziś uciec, bo przecież lada dzień na nowo zacznie się debata o in vitro, a na scenę polityczną wejdzie nowa formacja, otwarcie odwołująca się do agresywnego antyklerykalizmu.

Artykuł z numeru

Kapitał społeczny. Od zaufania do zaangażowania

Jesienią 2010 roku odsłonięto w Świebodzinie pomnik Chrystusa Króla. Ze względu na rozmiary monumentu (ok. 36 metrów, a razem ze specjalnie usypanym kopcem – ponad 50 metrów) wydarzenie to należałoby wpisać do Księgi rekordów Guinnessa, ja widzę w nim natomiast wskazówkę dotyczącą jednego z możliwych kierunków rozwoju polskiego katolicyzmu. Można by go nazwać „odgórnym”, patriarchalnym, klerykalnym. Trafnie opisał go kiedyś ks. Józef Tischner, relacjonując spór proboszcza z artystą malarzem o sposób przedstawiania obecności w świecie tego, co święte. Chodziło o wizerunek Brata Alberta: czy powinien on górować nad ubogimi i z wysoka podawać im chleb – taka właśnie była propozycja księdza – czy też raczej przed nimi klęczeć .

Ów Tischnerowski tekst całkiem niedawno przypomniał na tych łamach ks. Tomáš Halík, a jego analiza znakomicie oddaje, moim zdaniem, sposób myślenia wielu polskich duszpasterzy i hierarchów: „Kościół rozumie siebie jako właściciela Chrystusa, prawdy i wiary – i dlatego może dawać to, co ” . Powiedzmy otwarcie: nie ma w tym nic złego, bo przecież kiedy mówię „Kościół”, mam na myśli ludzi, którzy rzeczywiście pragną naśladować Jezusa, a nie jakichś „cwaniaków w sutannach”. Tak pojmowany Kościół chce „posiadać”: żeby wspierać, pomagać, pokazywać drogę, pouczać. To właśnie dlatego – dla dobra ludzi! – niektórzy chcieliby czasem ingerować w wyniki wyborów, piszą listy do parlamentarzystów, na przykład w sprawie in vitro, domagają się zwrotu majątku kościelnego i budują gigantyczne pomniki Króla Wszechświata – żeby były widoczne z daleka niczym latarnie morskie dla błądzących.

Ale jest i drugi, alternatywny kierunek rozwoju polskiego katolicyzmu – wskazywał nań już opisywany przez Tischnera artysta malarz. Symbolem tego kierunku może być zaproszenie do Warszawy Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich i przekazanie im jednej ze stołecznych świątyń, również konsekrowanej jesienią 2010 roku. A ponieważ stoi ona blisko stadionu Legii, w czasie jej poświęcenia było dosyć głośno z powodu rozgrywanego akurat meczu. Nawiązał do tego arcybiskup Kazimierz Nycz: „Nie da się przekrzyczeć zgiełku współczesnego świata czy go zakazać; nie da się przeczekać i powiedzieć: będziemy wam głosić Ewangelię wtedy, gdy się świat uciszy i uspokoi, a fale morza współczesności staną się bezpieczne”. Te słowa korespondują z „Regułą życia” Wspólnot Jerozolimskich. Ich członkowie nie uciekają bowiem od świata na pustynię, ale idą w sam środek współczesnego miasta, żeby modlić się za jego mieszkańców i je – właśnie od wewnątrz, niejako „od dołu” – przemieniać.

Wyraźnie rysują się tu dwie różne wizje Kościoła. Istnieje pomiędzy nimi nieuchronne napięcie, zwłaszcza wtedy, gdy rozważamy je w postaci modelowej. Od tego, za którą z tych wizji opowie się w najbliższych latach Kościół w Polsce, zależeć będzie, jak sądzę, jego przyszłość. Bo, co tu kryć, gołym okiem widać spadek religijności polskich katolików.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się