fbpx
Chantal Delsol styczeń 2011

Relacja i dystans

Albowiem człowiek jest bytem oddzielonym, zindywidualizowanym, którego nie można stopić ani zmieszać z innym. Gdyby zresztą takim nie był, nie mogłoby istnieć to, co nazywamy dobrem, bo nie można iść ku innemu inaczej niż ze swojego własnego miejsca, nie można kochać, jeżeli nie istnieje wyróżniony podmiot, który kocha, ustanawia pokój, utrzymuje przyjaźń. Więź powstaje tylko na gruncie oddzielenia i trwa tylko w oddzieleniu.

Artykuł z numeru

Kapitał społeczny. Od zaufania do zaangażowania

Jeżeli dobrem jest to, co przyciąga, a złem to, co budzi oburzenie, to jedno i drugie jest definiowane w rozmaitych kulturach przez uniwersalną cechę: dobro oznacza to, co łączy, a zło to, co dzieli. Wszędzie uważa się, że twierdzenia odwrotne są wyrazem perwersji, sadyzmu.

We wszystkich cywilizacjach dobro przybiera postać porywu w stronę drugiego człowieka. Naturalnie, trudność polega na ścisłym zdefiniowaniu tego, co tworzy więź i tego, co stanowi oddzielenie. Ale przede wszystkim, normom wszędzie zagraża przesada, istnieją bowiem duszące więzy i zbawienne oddzielenia. Trudność płynie z samej natury relacji: jest ona więzią, która nie usuwa dystansu, więzią bez utożsamiania się czy stapiania się w jedno. Każda kultura, opierając się na uniwersalnej podstawie, określa, w zawsze zmienny sposób, alchemię więzi i dystansu.

Sumbolus przywołuje dobro, natomiast diabolos zło. Sumbolein znaczy „łączyć, ustawiać razem, wiązać”. Greckie sumbola oznaczały przedmiot przełamywany na dwie części podczas zawierania umowy, którego połowę zachowywał każdy z umawiających się na wspomnienie zawartego porozumienia. W przypadku ponownego spotkania, dokładne dopasowanie dwóch kawałków oznaczało ponowne uznanie umowy.

W „Uczcie” Platon, chcąc wyrazić przy pomocy mitu znaczenie miłości, wychodzi w naturalny sposób od symbolicznego obrazu. Ludzie, ukształtowani na początku jako istoty całkowite – to znaczy samowystarczalne – zostali następnie przecięci na dwie połowy przez Zeusa (ponury problem zazdrości bogów), aby zamiast tworzyć wielkie dzieła, spędzać życie na próbach ponownego zjednoczenia się. Toteż każdy z nas jest niczym innym jak symbolem, odłamanym kawałkiem pierwotnej całości i szukamy drugiego pasującego fragmentu, z którym następnie chcemy stworzyć jedno. Miłość jest „stwarzaniem jedności” .

Z tego punktu widzenia dobro jawi się jako wola ponownego połączenia tego, co niegdyś stanowiło całość, a potem zostało rozerwane; jako wola walki z chaosem, który wbrew nam wkrada się do świata. Osiągamy to, zbliżając do siebie rozsypane części rozbitej całości.

Kiedy Arystoteles mówi, że człowiek jest zwierzęciem społecznym, pisze dokładnie o „zwierzęciu politycznym”, to znaczy żyjącym w polis, w całości ustrukturowanej przez prawa i zmierzającej do wspólnego dobra. Jak wiadomo, wiele gatunków zwierzęcych tworzy zalążkowe organizacje społeczne, wprawdzie jeszcze nie polityczne, ale już ustrukturowane i których funkcjonowania nie da się wyjaśnić samym tylko instynktem. Podobnie jak w przypadku innych swoich cech człowiek wydaje się pod tym względem potomkiem wyższych zwierząt. W każdym razie nie potrafiłby żyć bez „innych”, nawet jeżeli życie z nimi stanowi cierpienie. Kant nazywał to naszą „aspołeczną towarzyskością”. Relacja, to znaczy wychodzenie z siebie ku innemu, stanowi o ludzkim sposobie bycia.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się