fbpx
Andrzej Muszyński październik 2010

Gdzie słońce nie zachodzi

– Alinka! Przyniesiesz, proszę, chlebuszka?! I kiełbaski jakiej. I pomidorka. I czaju… Z konfiturą, koniecznie! – tak woła do żony Piotr Zujew Fiodorowicz, gdy odwiedzają go goście.

Artykuł z numeru

Koniec religii czy różne ścieżki wiary? Debata z Charlesem Taylorem

Wita ich na nagrzanej od słońca ławce przed domem, osiadłej  w gnieździe miękkich zielsk. Na twarzach wszystkich odprężają się wieczorne promienie słońca.

– Tam dalej, piętnaście kilometrów w dół rzeki zobaczysz wielką, okrągłą skałę. Bóg wie, kto ją stworzył: czy człowiek, czy Bóg, czy coś jeszcze? – opowiada zwykle o swojej okolicy. – Alinka! Proszę cię, przyniesiesz do tego samogonciku? – woła raz jeszcze Piotr. – Sam robiłem –  iskrzą mu oczy, gdy polewa po pół kubka. – Przemieszałem wszystkie owoce. Pyszny. Z owoców z naszego ogrodu.

Ni to bimber, ni nalewka, ni wino. Wyśmienity, czysty, pożywny.  Nie za słodki, nie za mocny, choć świeczki w oczach staną.

Nie zdarza się to często. Przecież Piotr, 77 lat (dwa dni temu urodziny, zjechała się rodzina, ależ była uroczystość!) i jego żona Alinka, 76 lat, mieszkają na końcu świata.

A komu się chce jeszcze szukać końców świata, komuż chce się do nich docierać, a co dopiero – komuż chce się tam mieszkać?! Komuż chce się wierzyć, że poza gwarem i hukiem linii transsyberyjskiej ktoś jeszcze żyje, że w środku niczego stoją miasta i wsie? Komuż chce się wyobrażać, że, by do nich dotrzeć, trzeba przesiąść się na jednej z transsyberyjskich stacji w lokalny pociąg, ślamazarzyć się przez tęgą tajgę, aż skończą się tory, a zaczną błota i grzęzawiska, brnąć głębiej i głębiej starym UAZ-em, a gdy skończy się trakt, wędrować pieszo albo machać wiosłami?

Jeśli, Drogi Czytelniku, otworzysz mapę Rosji i powędrujesz palcem na prawo od Moskwy trafisz na długi grzbiet Uralu ciągnący się dwa tysiące kilometrów od Morza Kaspijskiego po Ocean Arktyczny. Mniej więcej w środku pasma leży wielkie miasto Perm. Mógłbym się założyć, że na Twojej mapie nie ma już miasteczka Ciusowoj, odległego jeszcze o kilkaset kilometrów na południowy-wschód. Żaden wstyd. Musiałbyś być pasjonatem topografii rozklekotanego Imperium, musiałbyś bez przerwy aktualizować mapy, a Twoje starania i tak mogłyby spełznąć na niczym. Gdybyś jednak zdobył taką mapę (pewnie już w Rosji), i śledził coraz węższą nitkę rzeki na południe od Ciusowoj, mógłbyś trafić na koniec świata. Do maleńkiej Oslianki. Tu mieszkają Piotr i Alinka.

Kilka drewnianych chałup położonych na szerokiej, trawiastej platformie – do rzeki prowadzą strome, wąskie stopnie, za domem wznosi się urwiste zbocze. Wokół wielka tajga – niekończące się fałdy ciemnozielonego boru, gór, rzek, potoków, mchów, jarów, dolin, z watahami wilków i gawrami niedźwiedzi.

Więc, co się dziwić, że, kiedy przybędą goście, jest okazja, żeby się napić? Innych być już nie może.

Bo mają razem tylko 11 tysięcy rubli emerytury.

Bo nie ma elektryczności.

– Jest budka telefoniczna. Miedwiediew wydał prikaz instalacji budki telefonicznej w każdej wiosce Federacji i faktycznie ja postawili. Ale telefon nie działa.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się