fbpx
Aleksander Hall czerwiec 2010

Po tragedii. Przed wyborami

Skończyła się oficjalna żałoba po smoleńskiej tragedii. Jednak bardzo wielu Polaków wciąż ją przeżywa, choć coraz bardziej oddalają się w czasie ostatnie pogrzeby ofiar katastrofy rządowego Tupolewa.

Artykuł z numeru

Mistyka nadwiślańska

Przeżyliśmy najtragiczniejsze wydarzenie w historii III Rzeczypospolitej. Sądzę, że tak właśnie czuje zdecydowana większość Polaków. W tych trudnych dniach i tygodniach zdaliśmy chyba egzamin jako wspólnota zjednoczona wokół ideału Ojczyzny: z szacunkiem i bólem oddaliśmy cześć swoim reprezentantom, którzy nie powrócili z narodowej i państwowej misji. Zdarzało się jednak, że nastrój powagi i żałoby zakłócały głosy, w których wyczuwało się niestosowny i zły ton.

Jakie to były głosy? Na przykład te, które dzieliły ofiary tragedii pod Smoleńskiem na „bohaterów narodowych” i osoby, którym „nie powinno” poświęcać się aż tyle uwagi. Również głosy dzielące Polskę na dwie części: tę, która pozostaje wierna swoim szczytnym tradycjom, i tę drugą, która zasługuje na pogardę. Dalej: były to opinie odmawiające przeciwnikom politycznym prawa do żałoby.

Ofiar katastrofy pod Smoleńskiem nie można dzielić. Oni stanowili reprezentację państwa i narodu: najwyższych władz RP, wszystkich kierunków politycznych obecnych w Sejmie, wojska, duchowieństwa i żywych struktur społecznych, takich jak Rodziny Katyńskie. Nie można też zapominać o „zwyczajnych” funkcjonariuszach państwa ani o załodze samolotu. Im wszystkim winni jesteśmy szacunek i cześć. Ich trumny powinny nas jednoczyć, a nie dzielić.

Po tej tragedii państwo polskie zdało egzamin. Nie zostaliśmy osieroceni. Sprawnie zadziałały mechanizmy konstytucyjne. Wysocy i szeregowi urzędnicy i funkcjonariusze państwa z poświęceniem, taktem i empatią w stosunku do rodzin ofiar katastrofy wypełniali swoje zadania. Trzeba to powtórzyć z naciskiem: po tragedii smoleńskiej nasze państwo zdało egzamin. Ale czy zdało go także w okresie poprzedzającym katastrofę? Dziś czekamy jeszcze na odpowiedź na to pytanie.

Premier Tusk ma rację, okazując powściągliwość w wypowiadaniu się o trwającym śledztwie i odmawiając snucia rozważań na temat rozmaitych hipotez dotyczących przyczyn katastrofy. Zajmuje taką postawę pomimo nacisku mediów i oczekiwań części opinii publicznej. Słowa wypowiadane przez premiera i innych wysokich urzędników państwowych w tak ważnej i bolesnej sprawie muszą ważyć. Prokurator generalny również musi zachować powściągliwość, dopóki trwa śledztwo. Należę do tych Polaków, którzy są gotowi cierpliwie czekać na jego wynik i na raport właściwej komisji rządowej. Oczekuję jednak na przekazanie nam na końcu rzetelnej i pełnej informacji, nawet gdyby była ona bolesna. Może się przecież okazać, że do tragedii przyczyniła się beztroska jakichś funkcjonariuszy państwa, improwizacja czy awaria przestarzałego sprzętu, który dawno już powinien być wymieniony. Prawda o przyczynach katastrofy należy się nie tylko rodzinom ofiar, których prawem jest wiedzieć, dlaczego zginęli ich bliscy. Ta prawda potrzebna jest Rzeczypospolitej.

W cieniu tragedii rozpoczyna się prezydencka kampania wyborcza. Kiedy piszę te słowa, jest ona stonowana. Wiemy już, że wystąpi w niej dziesięciu kandydatów reprezentujących szerokie spektrum polityczne: od skrajnej lewicy po tradycjonalistyczną prawicę. Nie sądzę jednak, by zmienił się podstawowy czynnik określający tę kampanię. Jest nim wyraźna przewaga dwóch kandydatów wysuniętych przez najsilniejsze partie polityczne: PO i PiS. Tę tendencję wskazują wyraźnie sondaże opinii publicznej. Uważam, że jest stanowczo zbyt wcześnie, by na tej podstawie prognozować, iż polska scena polityczna nieuchronnie zmierza do modelu dwubiegunowego. Jednak w tych najbliższych wyborach splot okoliczności – przede wszystkim tragicznych – zadecydował o tym, że ogromna większość Polaków chce wybierać pomiędzy reprezentantami dwóch obozów, od pięciu lat dominujących w polskiej polityce.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się