fbpx
Małgorzata Łukasiewicz styczeń 2010

Coś szarego, coś niepokojącego

Jakiej to rzeczywistości nienawidzi Flaubert? Tej współczesnej sobie, zaludnionej strasznymi mieszczanami II Cesarstwa, z którą rozprawia się bezlitośnie w Szkole uczuć? Czy też rozciąga to uczucie na rzeczywistość w ogóle, jako taką, bo niezależnie od swego historycznego kształtu zawsze jest przeżarta nicością?

Artykuł z numeru

Świętych wyobcowanie i inne z nimi kłopoty

Wystarczy poczytać dowolne dzieło Flauberta, aby się zorientować, że wszystko tu jest głęboko przemyślane. Dosłownie wszystko, bo nie tylko pomysł całości, kompozycja, klamry spinające poszczególne partie, ale układ każdego zdania, i to z dokładnością do jednej sylaby. Flaubert nie sformułował swojej wiary pisarskiej w postaci programowego manifestu, jedynie w listach – a korespondencja stanowi niebagatelną część jego spuścizny – znaleźć można uwagi tyczące tego, o co mu chodzi w pisaniu, nad czym się męczy, do czego zmierza, jak pisać.

W liście do Louise Colet z grudnia 1852 Flaubert stwierdza: „Autor w swoim dziele powinien być jak Bóg we wszechświecie, wszechobecny a niewidzialny”. W styczniu tegoż roku zwierzył jej, że chciałby napisać „książkę o niczym”, temat bowiem jest nieważny, a absolutnym sposobem widzenia rzeczy jest sam styl.

Styl Flauberta analizuje Erich Auerbach w Mimesis, śledząc „rzeczywistość przedstawioną w literaturze Zachodu”. Niezależnie od walorów naukowych naczelny urok Mimesis na tym polega, że Auerbach zawsze jest blisko tekstu, wczepia się w tekst i odczytuje go najuważniej, mniej dbając o to, czy wyniki interpretacji złożą się w spójną teorię ogólną. Z Flauberta wybrał sobie do analizy opis wspólnego posiłku w domu państwa Bovary. Karol i Emma mieszkają w Tostes, są małżeństwem mniej więcej od roku. Emma, siedząc naprzeciw męża w małej jadalni na parterze, z dymiącym piecem, ze skrzypiącymi drzwiami, ze ścianami ociekającymi wilgocią i z wiecznie wilgotną, kamienną podłogą miała wrażenie, że podają jej na talerzu całą gorycz istnienia i wraz z oparami unoszącymi się z potraw unosiły się z głębi jej duszy mdłe wyziewy nudy i obrzydzenia.

Ulubiony przez Flauberta imparfait, czas przeszły niedokonany, rozwiewa wszelkie wątpliwości: to nie jest jakiś wyjątkowy wieczór i wyjątkowo kiepski nastrój Emmy, przeciwnie, scena ocieka powszedniością. Takie posiłki powtarzają się co dzień, monotonnie i bez szans na cud odmiany. Narrator nie wzrusza się odczuciami bohaterki, nie wyśmiewa ich i nie osądza. Praktykuje własną ekonomię oszczędzania na emocjach i ocenach, za to rozrzutnego szafowania konkretem i szczegółami.

Komentarz Auerbacha:

Emma jest w absolutnej rozpaczy, ale rozpacz jej nie została sprowokowana przez jakąkolwiek określoną katastrofę; bohaterka ani nie utraciła niczego konkretnego, ani też niczego konkretnego nie pragnie. Ma ona wprawdzie wiele pragnień, ale są one całkiem nieokreślone: Emma marzy o elegancji, o miłości, o urozmaiconym życiu; rozpacz tak niekonkretna z pewnością od czasów niepamiętnych znajdowała wyraz w dziełach literackich, nigdy jednakże nie zamierzano brać jej w sposób poważny. (…) Nie dzieje się tutaj nic, ale owo „nic” przekształciło się w przygniatające, ponure „coś”. (…) Zresztą i w innych przypadkach Flaubert jedynie rzadko opowiada o takich wydarzeniach, które szybko popychałyby naprzód akcję; poprzez same tylko obrazy, które ową nicość pierwszego lepszego dnia obracają w ciążący stan odrazy, obrzydzenia, złudnych nadziei, paraliżujących rozczarowań i żałosnych obaw – pewien szary i dowolnie obrany los ludzki posuwa się z wolna w kierunku oczekującego go finału.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się