fbpx
Jean Delumeau listopad 2009

Chrześcijańska nadzieja

Chrześcijaństwo, w porównaniu z innymi religiami, ujawniło w trakcie wieków zadziwiającą kreatywność i zdolność do dostosowywania się do czasów, przestrzeni i kultur.

Artykuł z numeru

Czy chrześcijanie przegrywają walkę z czasem?

Wielu ludzi podejmuje dziś refleksję nad przyszłością chrześcijaństwa. Powody do niepokoju z pewnością istnieją. Dotyczą one zarazem religii w ogóle, jak i chrześcijaństwa w szczególności, a zwłaszcza chrześcijaństwa we Francji, w jego wersji katolickiej. Każdego dnia spotykamy się z ostrymi krytykami bezładnie łączącymi wątpliwości na temat Boga-Stwórcy, stwierdzenie istnienia zła na ziemi, przemoc religijną – któregoś dnia w tygodniku „Marianne” ukazał siętytuł:„Czy Bóg jest zbrodniarzem? – przypomnienie Inkwizycji i procesu Galileusza, sztywną  moralność Watykanu, sposób kierowania  Kościołem rzymskim itp.: pierwszoplanowe tematy mediów. Do tego dochodzą niepokojące statystyki i prognozy. Przewiduje się, że za dziesięć lat we Francji będzie trzy razy mniej księży niż dzisiaj. Że na przykład w departamencie Finistère będzie żyć czterdziestu aktywnych księży, czyli jeden ksiądz przypadać będzie na 25 tysięcy mieszkańców. Liczba zakonników zmniejszyła się u nas o 35% między rokiem 1965 a 2005, zaś liczba zakonnic o 60%. W Europie globalna liczba chrztów zmalała między rokiem 1994 a 2003 o 12,5% i ciągle spada. W niedawno wydanym dokumencie niemieckiego Kościoła protestanckiego przewiduje się, że w latach 2006–2020 liczba jego wiernych zmniejszy się z 25 do 17 milionów, do czego trzeba dodać 3,4 miliona tych, którzy już odeszli w ostatnich latach. W całej Europie liczba osób niewyznających żadnej religii rośnie, szczególnie we Francji, w Niemczech i Hiszpanii. Wreszcie – co jest sytuacją całkiem nową i niejasną, stawiającą w trudnym położeniu tradycyjne Kościoły – grupy ewangelikalne rozwijają się nie tylko w krajach anglosaskich, gdzie powstały, ale też w Ameryce Łacińskiej, Afryce, Chinach i… na przedmieściach naszych miast. W tej chwili liczbę wyznawców tych Kościołów na świecie ocenia się na ponad 400 milionów. Te liczby trzeba umieścić w kontekście przewidywań już to „zderzenia cywilizacji” z powodu nienawiści międzyreligijnych, już to „ogólnoświatowej wojny domowej” spowodowanej zaburzeniami klimatycznymi. Jak więc nie być pesymistą? Jak niektórzy chrześcijanie nie mieliby odczuwać pokusy zamknięcia się w oblężonej twierdzy i kontrkulturze oporu w oczekiwaniu czy też w nadziei na bliski koniec świata? Po 11 września 2001 roku obserwujemy bezprecedensowy rozkwit literatury na temat końca czasów, zarówno w środowiskach konserwatywnych chrześcijan, jak u wyznawców islamu.

Ale inne fakty, na szczęście, zwracają nasz wzrok w przeciwnym kierunku. Przede wszystkim, mimo agresywnego neopozytywizmu modnego obecnie we Francji, nic nie upoważnia do prorokowania rychłej śmierci Boga, choć od czasów Schopenhauera, Marksa, Nietzschego i Freuda była ona wielokrotnie zapowiadana. W tej chwili 80% mieszkańców naszej planety praktykuje jakąś religię. Stany Zjednoczone są dzisiaj ciągle krajem bardzo wierzącym – można to było zaobserwować w czasie kampanii prezydenckiej  Obamy. Mówiąc bardziej globalnie, komputer nie spowodował zmniejszenia potrzeby sacrum, jak widać to w Japonii i w Indiach. Odczarowanie świata nie jest oczywistością. Pielgrzymki mają się dobrze. Cały świat, a także Francja, nadal stawia sobie usilnie pytanie o tajemnicę.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się