Jest to książka niezwykła i wielowymiarowa. Pokazuje drogę człowieka, który dla ludzi wielu kultur i wyznań stał się przewodnikiem duchowym i znakiem obecności Boga we współczesnym świecie. Kogoś, ktodzięki pozycji społecznej swojej rodziny, inteligencji, zdolnościom i osobowości predestynowany był z pewnością do ciekawych i atrakcyjnych ról w życiu zawodowym, osobistym, politycznym, a jednak od najwcześniejszych lat szukał swojego powołania wsłuchując się w głos serca i umysłu, trwając zarazem w osobistej więzi z Bogiem, poprzez wszystkie doświadczenia rodzinne, wojskowe, filozoficzne, teologiczne i wreszcie wspólnotowe.
Tak dzieje się w chwili, gdy podejmuje on decyzję o wstąpieniu do szkoły kadetów królewskiej marynarki wojennej w wieku lat trzynastu, tak dzieje się w okresie kształcenia, gdy rozwija inteligencję i sprawność fizyczną, mając jednocześnie silne – choć jak powie później, bardzo proste – pragnienie życia w przyjaźni z Jezusem. Pragnienie to nie opuszcza go w wieku dojrzałym, gdy w mając dwadzieścia kilka lat podejmuje decyzję o opuszczeniu marynarki wojennej, „by pójść za Jezusem”, jak mu się wtedy wydawało, drogą kapłaństwa. Przez następne lata poszukuje „woli Bożej” studiując filozofię i teologię u boku swego mistrza i przyjaciela – dominikanina Ojca Thomasa Philippe.
Kathryn Spink opisując życie Vaniera idzie tropami łaski, jaka towarzyszyła (i wciąż towarzyszy) mu w życiu – łaski, której ślady znajdują się także w życiu innych członków rodziny Vanier, przede wszystkim babci Jeana, duchowo spokrewnionej ze Świętą Teresą z Lisieux, a także jego matki, ojca i rodzeństwa.
Niezwykłą rzeczą jest rodzaj więzi, jakie łączą Jeana z jego bliskimi. Więzi te były pełne miłości, ale zarazem przeniknięte wielką wolnością i wzajemnym zaufaniem, tak, jakby każdy z nich szukał swojej drogi, zgodnie z wolą Boga i realizował swe powołanie nie stając na drodze innym.
Łaska Boża prowadząc Vaniera pozwala mu rozwijać umysł i ciało, ale zarazem chroni go przed utratą życia w marynarce wojennej. Pozwala mu pogłębiać życie intelektualne i duchowe, obdarza doświadczeniem lidera i menadżera wspólnoty Eau Vive a jednocześnie prowadzi go (jak i jego duchowego mistrza) przez ogołocenie, odrzucenie i niezrozumienie ze strony władz kościelnych, niepewność jutra, samotność i doświadczenie ubóstwa . To wszystko przyczynia się jednak do odkrywania kolejnych talentów i darów, które pozwalają mu obronić doktorat z filozofii w Instytucie Katolickim w Paryżu (praca na temat Arystotelesa) i przyciągają tłumy studentów na jego wykłady na uniwersytecie w Toronto.
W jego życiu urzeczywistniała się ewangeliczna prawda o „Słowie, które stało się ciałem”, ale było ono także nieustannym balansowaniem pomiędzy rzeczywistością słowa i rzeczywistością ciała. Na początku było hartowanie ciała i panowanie nad nim („w zdrowym ciele zdrowy duch „ – marynarka wojenna), przez rozum i intelekt ( wspólnota „Eau Vive” oparta na słowie, elitarna z racji dziedziny, ale demokratyczna z ducha) przez powrót do ciała („Arka” – wspólnota oparta na słabości ciała) , i w końcu powrót do słowa, gdy w wieku 76 lat stwierdzi: ”Czuję, że dziś moim powołaniem jest raczej głoszenie przesłania niż życie we wspólnocie”. Owocem tego stwierdzenia są liczne książki, wywiady, wykłady i rekolekcje, sesje formacyjne i podróże, w tym także liczne przyjazdy do Polski.
Spink odwiedzała wspólnoty Arki na wszystkich niemalże kontynentach, rozmawiając z Vanierem, jego współpracownikami i przyjaciółmi, by dotrzeć do „całej prawdy o bohaterze swej książki”. Niewątpliwie udało się jej pokazać, że „wraz ze wzrostem Arki, wzrastał sam Jean”. Wzrost, w którym przyjaźń i komunia z rodziną, z duchowym mistrzem oraz wierność kościołowi katolickiemu szły nierzadko w parze z samotnością, profetycznymi, odważnymi decyzjami, które podejmował w wierności temu, co odczytywał jako wolę Boga wobec siebie i Arki. Nie zawsze znajdował tu zrozumienie i akceptację. W ten sposób zapadły m.in. decyzje o założeniu wspólnot w Indiach i ekumenicznym i wielowyznaniowym charakterze wspólnot, w ten sposób dzielił się darem słowa, głosząc rekolekcje jako osoba świecka.
Autorka wplata w jego historię kolejno rozmaite wątki i tematy, pomagając nam popatrzeć na nie oczami swego bohatera. Wśród nich jest wątek komunii z człowiekiem ubogim i jego wspólnototwórczej roli, wolności, w tym wolności religijnej, poszukiwaniem tożsamości i jedności w różnorodności, ekumenizmu, celibatu, seksualności i integralności osoby ludzkiej, proporcji między rozwojem wspólnoty a wzrostem jednostki, przywództwem i problemami władzy, tematyką ojcostwa.
Szczególnie ciekawy wydaje się wątek ekumeniczny, o którym już wspomniałam. Ekumenizm według Vaniera to „jedność wokół ubogiego”. Najważniejszym celem i centrum pozostawało życie z osobą ubogą, upośledzoną , zgłębienie jej tajemnicy i związek z Jezusem. Mimo, ze silnie związany z Kościołem Katolickim, Vanier intuicyjnie czuł i widział, że Arka musi pozostawać otwarta dla wszystkich.. Dotyczyło to zarówno asystentów jak i osób upośledzonych. zwłaszcza, że np. w krajach anglosaskich wspólnoty często opierały się na osobach innych wyznań chrześcijańskich. (wspólnota Daybreak w Kanadzie powstała dzięki zaangażowaniu małżeństwa anglikanów, rodziców upośledzonego chłopca. Z kolei wspólnoty w Indiach składały się głównie z wyznawców hinduizmu, choć było tam również wielu muzułman i członków Syryjskiego Kościoła Prawosławnego). Dodatkowo rotacja młodych asystentów przynosiła także różnorodność narodowości, środowisk ( w Indiach kasty, w Afryce plemiona…itd), kultur i wyznań. To wszystko uświadomiło Jeanowi, że pragnąc, by Arka rozwijała się i rozprzestrzeniała, nie może określić Arki jako wspólnoty wyłącznie katolickiej.
Czuł, że nie może to być miejsce nawracania na katolicyzm i stanowczo bronił tego stanowiska, nawet wobec ojca Thomasa Philippe, który żywił gorące pragnienie, by Arka ostatecznie i niejako „przy okazji” nawracała innowierców czy ateistów, choć tych ostatnich, z racji ogólnego duchowego klimatu, było we wspólnotach zdecydowanie mniej.
Podobny problem był zresztą powodem zamrożenia kontaktów „Arki” z Papieską Radą ds. świeckich (aż do chwili, gdy radzie zaczął przewodniczyć kardynał Pironio).
Misyjność wspólnot Arki nie polegała i nie polega na nawracaniu na katolicyzm. Nie polega na świadczeniu dobra w zamian za przyjęcie katolicyzmu.. Jej celem było i jest budowanie wspólnoty wokół ubogiego, komunia z ubogim. Ekumenizm także był jednością wokół ubogiego. W akceptacji i szacunku, w przestrzeni wolności, także religijnej, nie negując katolickich korzeni z których wyrastała i którymi się karmiła, i próbując ciągle na nowo określać jej „misję, tożsamość i duchowość”, także wobec wezwań współczesności.
Żyjemy w świecie daleko posuniętej specjalizacji. W samej tylko sferze nauk o człowieku. mamy do dyspozycji biologów, antropologów, socjologów, psychiatrów i psychoterapeutów, psychologów, pedagogów i logopedów, lekarzy poszczególnych specjalności, dietetyków, rehabilitantów, nie wspominając o kapłanach i teologach itd. Vanier był niezwykle otwarty na współpracę z nimi wszystkimi i wielu z nich przewinęło się przez domy „Arki” służąc swym doświadczeniem, radami i wskazówkami, ale to właśnie on potrafił tym różnym wymiarom nadać wspólny mianownik – integralne spojrzenie na człowieka. Spojrzenie wielowymiarowe, łączące wiele wątków, a jednocześnie ujmujące całą osobę, spojrzenie, które nie mogło żywić się w nieskończoność młodzieńczym idealizmem, ale dążyło do poznania prawdy, do zrozumienia siebie i drugiej osoby, a przede wszystkim do dotknięcia i uleczenia, na ile to możliwe, ran psychicznych, duchowych, pochylenia się nad kruchością „zranionego ciała” i zranionego ducha, by tym lepiej tworzyć wspólnotę.
Vanier dostrzegł, uznał i wypowiedział prawdę, że każda osoba, również osoba upośledzona, potrzebuje akceptacji, miłości a także wolności.
Osoba upośledzona, jako szczególnie wrażliwa potrzebuje jeszcze bardziej wymiaru wspólnotowego, ale również szerszego – społecznego. Potrzebuje przynależności i wsparcia grupy, niosących akceptację i dających poczucie bezpieczeństwa, ale też indywidualnego rozwoju. Ma potrzeby religijne i duchowe wyrażające się i realizowane w różny sposób, także przez przynależność do różnych Kościołów. Musi zintegrować swoją seksualność, zadawać pytania i szukać odpowiedzi. Ciągle poszukiwać i wypracowywać równowagę między tymi wszystkimi wymiarami, ale także równowagę ze światem, współczesną cywilizacją i kulturą: tu i teraz, w całej swojej złożoności, ponieważ każdy z nas, podobnie jak Arka „został powołany do komunii z innymi ludźmi, z innymi wspólnotami, ze światem”.
To ewoluowanie idei, od prostej chęci pomocy osobom niepełnosprawnym, która popchnęła go do zamieszkania z Rafaelem i Filipem, do narodzin teologii, która odsłania „tajemnicę ubogiego, tego, który jednoczy i przemienia serca, a w końcu prowadzi także do głębszej relacji z Jezusem”.
To odkrycie, że istota człowieczeństwa pozostaje ta sama, niezależnie od upośledzenia czy jego braku, od takich czy innych uwarunkowań, ponieważ w samej głębi nasza natura jest jedna.
Gdy zaakceptujemy siebie z naszymi wadami i ułomnościami, gdy zaakceptujemy i przyjmiemy swoje własne niedostatki i słabości, zaakceptujemy także osoby niepełnosprawne i ich ograniczenia.
„Ludzie są bardziej dojrzali, kiedy stają się na tyle wolni, by być sobą, przyznać się do swojej własnej historii, akceptować i kochać ją z wszystkimi ułomnościami i pięknem”.
Autorka subtelnie i wnikliwie zarazem pokazuje jak Bóg przygotował Vaniera do decyzji o założeniu Arki i dalej, w jaki sposób Jean i Arka rozwijali się i wzrastali.
Historia ta pełna jest znaków opatrzności, niespodziewanych cudów, tajemniczych okoliczności oraz żywych ludzi, którzy pomagali Jeanowi odczytywać wolę Bożą w stosunku do wspólnoty i własnego życia. Podobnie jak Vanier, Arka także przeżyje okresy wspaniałego rozwoju i niepewności, odrzucenia i rozdarcia, które szczególnie wyraziście pokazują nam historię rozwoju dzieła inspirowanego i kierowanego przez Boga w społeczeństwie i w Kościołach kierowanych przez ludzi.
Nie jestem szczególną znawczynią biografii, niewątpliwie jej autorów zawsze jest co najmniej dwóch, podobnie jak w przypadku wywiadów, zwłaszcza tych wydawanych w formie książkowej. Z pewnością piszący nie powinien swą wiedza, wrażliwością, kompetencją i inteligencją znacznie „odbiegać” od osoby opisywanej, pozostając jednak „okiem zewnętrznym”. Kathryn Spink zdaje się być tu obdarzona szczególnym talentem. Jej oko, ucho i język dźwięcznie współbrzmią z bohaterem jej książki dając w rezultacie „prawdę psychologiczną postaci”. Czytając jej książkę myślę sobie: ”Tak. To on. Widzę już jak to mogło być”. To także jej wielka zasługa.