fbpx
z Adamem Zagajewskim rozmawia Przemysław Stanisławski listopad 2008

Święto wojny?

To, o czym mówimy, sytuuje się raczej w sferze pewnego niepokoju. Ale bardzo chciałbym, aby ten niepokój przetrwał. Zachowanie pytań o to, co tracimy w nowoczesności, jest paradoksalnie pewnym sposobem, by to coś ocalić.

Artykuł z numeru

I wojna światowa. Koniec czy początek Europy?

W pierwszej części Traktatu poetyckiego Czesław Miłosz pisze o La Belle Époque, pięknych czasach, poprzedzających wojnę i stwierdza, że to właśnie wtedy, na przełomie wieków, rodził się nowoczesny styl artystyczny. W jednym z ostatnich wersów tej samej części przywołuje obraz wymarszu I Kompanii Kadrowej słowami „w piechurskich butach odeszli esteci”. Spadkobiercami jakiej wrażliwości estetycznej byli młodzi ludzie, którzy w latem 1914 roku wyruszali na wojnę? 

To wyjątkowo obszerny temat. Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, więc moje hipotezy mają jedynie prywatny charakter. Ale to mnie bardzo interesuje: związek wielkiego wydarzenia historycznego, jakim była I wojna światowa i świadomości estetycznej i filozoficznej Polski i Europy w tym właśnie okresie. Miłosz, jak sądzę, czyni tu cenną obserwację. Kiedy myślę o tych czasach, to postrzegam je przede wszystkim jako okres wielkiej artystycznej wyobraźni Wydaje mi się, że dla ówczesnych artystów I wojna światowa była czymś, co nie powinno było się wydarzyć. Z punktu widzenia ówczesnych odkryć i estetycznych uniesień awangardy, zarówno tej poetyckiej, jak i muzycznej czy malarskiej, I wojna światowa pozostawała pewnym grubym nietaktem. Pomyłką. Panował wówczas spory optymizm, przynajmniej w pewnej części ówczesnych grup artystycznych.

Dla mnie bardzo ciekawym artystą w tym kontekście jest Guillaume Apollinaire. Wspaniały poeta, którego zaliczam do swojego prywatnego panteonu. Jak wiemy, brał udział w I wojnie światowej. Został poważnie ranny, poddano go zabiegowi trepanacji czaszki. Istnieją nawet obrazy przedstawiające go z bandażem  na głowie. Tymczasem umarł nie na froncie, lecz na „hiszpankę“, której epidemia kosztowała Europę znacznie więcej ofiar niż I wojna światowa. Umarł 9 listopada 1918 roku w swoim mieszkaniu przy bulwarze Saint-Germain. Na dole wiwatowały tłumy, a on odchodził. Ale co do samego jego wojennego doświadczenia, to nie zapisuje się ono w jego poezji w  sposób traumatyczny. Apollinaire pozostawił po sobie sporo wojennych wierszy, są one jednak pisane tak, jakby wojna była dla niego ogromnym fajerwerkiem. Obrazy w tych wierszach odwołują się do sztucznych ogni, do święta czternastego lipca, panuje w nich atmosfera karnawału. To bardzo znamienne, gdyż poza tym Guillaume Apollinaire nie był poetą przesadnego optymizmu. W jego wierszach jest sporo cierpienia; są wiersze wyrażające miłosną klęskę. W wierszach wojennych przeważa natomiast radość. Trudno wytłumaczyć ten fenomen. Osobiście wydaje mi się, że pokazuje on Apollinaire’a jako wielkiego poetę nowoczesności, dla którego wojna była czymś zupełnie nieoczekiwanym. Jego największy napisany przed 1914 rokiem wiersz, Strefa, jest wielkim fetowaniem nowości. Religię konfrontuje się w nim z techniką. Chrystus staje się lotnikiem, a tradycję chrześcijańską zestawia się z afrykańskimi fetyszami, które w tym czasie odkrywał dla siebie także Picasso. Jest to hymn ku czci nowoczesności.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się