fbpx
Agnieszka Sabor październik 2008

Warszawska Masada

Wszystkim urodzonym grubo po wojnie, którzy z najróżniejszych i wartych osobnej analizy powodów zajmują się historią Zagłady, grożą dziś trzy niebezpieczeństwa: sentymentalizm (a więc i banalizacja), abstrakcja i – co być może najbardziej niebezpieczne – rutyna.

Artykuł z numeru

Jan Paweł II. Żywa pamięć czy makatka

Przekonałam się o tym przed kilku laty na własnej skórze, oglądając w krakowskiej Galerii Starmach wideoinstalację Mirosława Bałki. Ten wielki klasyk polskiej „sztuki pamięci” podczas zimowej wizyty w Auschwitz-Birkenau sfotografował sarny szukające w śniegu czegoś, co nadawałoby się do zjedzenia. Estetyczna, statyczna metafora tego, co w żadnym wypadku estetyczne być nie mogło, czy też coś więcej: swoiste memento?

Chyba to drugie, Mam to memento w głowie, ilekroć przyjeżdżam do Oświęcimia, Majdanka czy Bełżca z kolejną grupą Niemców, Francuzów, a nawet Izraelczyków. Zdarzyło mi się bowiem, i to nie raz, spacerować wśród rozkwitających zielenią i słońcem brzóz Birkenau, mijając rowerzystów skracających sobie tamtędy drogę do sklepu lub pracy. Pełna radości i zadowolenia, niemal nie pamiętałam, co przed kilkudziesięciu laty wydarzyło się w tym miejscu. Ważniejsze były spokój, wiosna, a zarazem wypracowany dystans moich – bądź co bądź profesjonalnych – wizyt w miejscach pamięci. Niemal „kurort-Auschwitz” (to cytat z pilota, który do obozu przyjeżdża z turystami kilka razy w tygodniu). „Kurort” dość popularny, sądząc po reklamach w folderach agencji turystycznych, liczbie autokarów na placyku przed wieżyczkami strażniczymi Birkenau, a także po frekwencji w (niezbędnej) restauracji przylegającej do parkingu przy Stammlager I.

To samo dotyczy lektury. Nie wiem, ile setek świadectw holokaustowych przeczytałam w ostatnich dwudziestu latach. Co gorsza, nie pamiętam, w którym momencie uznałam je za naturalną psychoterapię autorów i kiedy zaczęłam czytać je „zawodowo” – trochę jak rebus lub krzyżówkę – beznamiętnie skupiając się na nowych, intrygujących, godnych zapamiętania szczegółach. Tak, zajmowanie się Zagładą, z gruntu szlachetne, może mieć dziś formę zepsutą, zdeprawowaną – bo wyabstrahowaną i przemysłową, co w kontekście Zagłady ma szczególnie paradoksalne znaczenie. To moje własne, wstydliwe doświadczenie.

Lecz nagle pojawiła się książka, po którą początkowo sięgnęłam przede wszystkim z zawodowego obowiązku – jako po kolejne (które to już?) świadectwo z getta. Nieoczekiwanie niewielki, kratkowany zeszyt, znaleziony przed laty na Majdanku i w całości opublikowany dopiero niedawno przez wydawnictwo „Homini”, okazał się dla mnie powrotem do początku: przerażającym zdumieniem a zarazem rzeczowym zapisem grozy, krzykiem pytania o sens istnienia, a zarazem matematycznym katalogiem konieczności. I oto zdałam sobie sprawę z wagi faktu, że czytam – ze strony na stronę coraz bardziej bezwzględny i świadomy Końca Świata –  pamiętnik umierania autorki.

Nie znamy jej nazwiska. Musi nam wystarczyć imię, mickiewiczowskie: Maryla. Nie wiemy, ile miała lat (można jednak przypuszczać, że była młodą, najpewniej bezdzietną mężatką). Nie wiemy, czy przed wojną bliższe jej były idee syjonistyczne, czy asymilacyjne (z socjalistycznym, jidyszowym Bundem raczej nie miała wiele wspólnego). Wiemy, że w warszawskim getcie udało jej się przetrwać kolejne wywózki i że pracowała w szopach Többensa. Prawdopodobnie należała do polsko-żydowskiej inteligencji. Świadczy o tym choćby tylko jej wyrafinowana polszczyzna, równe kaligraficzne pismo relacji pisanej w kwietniu 1943 roku, staranne przekreślenia i dopiski, które nie muszą poprawiać ani ortografii, ani stylu, lecz podkreślają jedynie literackość rzeczowego, szczerego do krwi i kości opisu. Wydawcom należy podziękować za to, że zdecydowali się na „podwójność” tej książki: tekstowi drukowanemu równolegle towarzyszą faksymile kartek zeszytu – w pewnym momencie czytelnik rezygnuje z wygody, starając się odcyfrować kolejne zdania w ich oryginalnej formie graficznej. W tej lekturze ma to znaczenie.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się