fbpx
Jerzy Surdykowski listopad 2007

Radykalizm

Radykałowie potrzebni są centrystom, jako siła nie pozwalająca im „zasnąć”, przypominająca o celach i ograniczająca zakres możliwej ugody. Bez radykałów centrum ześlizgnie się w zbyt daleko idący kompromis i w wygodnickie kunktatorstwo. Natomiast radykałowie bez centrum równie nieuchronnie staną się dogmatykami. Jest na to wiele przykładów, a komunizm u władzy jest tylko jednym z nich.

Artykuł z numeru

Homoseksualista mój bliźni

Radykalizm i radykałowie nie mają w naszej pamięci dobrej konotacji: średnie i starsze pokolenie pamięta radykalnych „oszołomów” pierwszej Solidarności, którzy parli do strajków przy lada okazji, usiłowali – jak to wtedy powiadano – „iść w trampkach na Moskwę”. Było trochę radykalizmu w okresie transformacji przełomu lat 80. i 90., ale nie znalazł wyborczego uznania, więc szybko się zmarginalizował i przycichł. Zresztą sukcesy kierunku centrowego – umiarkowanego w hasłach, a konsekwentnego w działaniu – były aż nadto oczywiste. Ale tylko na jakiś czas; nastroje ludzi falują jak ocean, radykalizm ma swoje przypływy i odpływy. Jest barometrem zbiorowej frustracji; nigdy nie wyrasta ze spokoju i zadowolenia. Rodzi go odruch gwałtownego poszukiwania dróg wyjścia z rzeczywistości marniejącej lub tak kruchej, że nawet bliska przyszłość jawi się jako jeszcze większe zagrożenie; wówczas tylko radykalna droga na skróty może przynajmniej dać złudzenie szybkiej i skutecznej poprawy. Jego bazą są rosnące rzesze ludzi uważających się za oszukanych, wykorzystanych, a przynajmniej pominiętych. Politycy powinni bardzo interesować się wskazówkami tego barometru, bo ostrzega przed nadciągającą falą tsunami.

Szanujmy swoich radykałów

Radykalizm to nie tylko polityka; istnieje radykalizm moralny, który stawia człowiekowi najwyższe wymagania etyczne, i ewangeliczny, który proponuje naśladowanie Chrystusa, a nie tylko wznoszenie doń modłów. Radykalizm cechuje maksymalizm celów oraz ekstremalność środków działania. Czasem posunięta za daleko: nie zawsze cel uświęca środki, o czym radykałowie nie lubią pamiętać. W polityce encyklopedie definiują radykalizm jako kierunek stawiający sobie za cel szybkie i skuteczne wprowadzenie zasadniczych zmian w życiu społecznym. Tak też jest w praktyce: etykietkę radykałów otrzymują ci, którzy proponują rozwiązania ostre jak chirurgiczny nóż, czyste jak przyświecająca im idea, zmierzające dziarsko do celu jak linia prosta.

Nie uznaje bowiem radykalizm kompromisów, uwarunkowań zewnętrznych i wewnętrznych, ignoruje nawet grzeszność i lenistwo ludzkiej natury. Nie uznaje też skutków ubocznych, nawet gdy są oczywiste, a to już poważniejszy zarzut; nacjonalistyczny radykalizm pragnie zaboru obcych terytoriów, ale nie liczy się ani z krzywdą sąsiadów, ani z ich zbrojnym oporem. Albo inaczej i pokojowo: radykalizm ekologiczny będzie domagał się jednocześnie zaprzestania budowy autostrad i poprawy transportu. Inny opowie się radykalnie za bezpłatną służbą zdrowia i wyższymi zasiłkami, nie pojmując, jednocześnie, że musi to oznaczać podwyżkę podatków. I tak dalej, i tak dalej…

Radykalizm graniczy z bolszewizmem, ale nim jeszcze nie jest, bo do bolszewizmu potrzeba nagiej siły, którą wcielamy w życie ideę i kształtujemy „nowego człowieka”, jak Robespierre czy Lenin, oraz kłamstwa, którym będziemy osłaniać tą krępującą nagość. Radykał ma nadzieję, że ludzi przekona lub zakrzyczy, prędzej jednak odejdzie zniechęcony, niż zacznie ich zabijać za samą ludzką niedoskonałość.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się