fbpx
z Tadeuszem Jagodzińskim rozmawia Krystyna Strączek, Marcin Żyła wrzesień 2007

Spóźnione wiadomości

Wiedza o terminie zamierzonej inwazji na Irak i świadomość tego, jak funkcjonują media, mogłyby jakiemuś drobnemu a wrednemu despocie z egzotycznego kraju znakomicie ułatwić zaplanowanie eksterminacji mniejszości etnicznej. Bo w czasie amerykańskiego ataku agencje informacyjne nie miałyby po prostu środków ludzkich, żeby się tym zajmować. Strasznie to brzmi, ale rzeczywiście tak media funkcjonują.

Artykuł z numeru

Milczenie świata. Mass media wobec ludobójstwa

Czy dzięki mediom czuje się Pan dobrze poinformowany o tym, co się dzieje w świecie?

Chciałbym wiedzieć więcej, ale napotykam kilka barier. Choćby taką, że nie jestem w stanie wchłaniać informacji na temat wszystkiego, co się dzieje w świecie. Żyje nas na ziemi trochę ponad sześć miliardów i rozmaitych konfliktów, napięć i dramatów jest na całym globie nieskończone mrowie. Jednak sporo informacji trafia do publicznego obiegu. Przez wiele lat śledziłem brytyjski sposób informowania o wydarzeniach zagranicznych i na podstawie tych informacji jakiś obraz świata potrafiłem sobie budować. Ale, rzecz jasna, jesteśmy dzisiaj skazani na fragmentaryczność.

Idealnym odbiorcą i nadawcą programu dającego całościowy obraz wydarzeń mógłby być chyba tylko Pan Bóg. Ale zdaje się, że akurat On nie jest tym zajęciem zainteresowany…

Czy dominujące media elektroniczne, telewizja i Internet, są w stanie przekazać każdego dnia więcej niż wyrywkowy obraz planety?

Jako klient mediów zgadzam się na niekompletność obrazu i dlatego interesujących mnie wiadomości, których nie znajduję w popularnych serwisach, poszukuję na własną rękę.  Wybieram pewne witryny internetowe, którym ufam i które pozwalają mi śledzić wydarzenia w odległych częściach świata – zwłaszcza w krajach interesujących mnie szczególnie, takich jak Birma czy Indonezja. Informacje przedostają się do głównych serwisów dopiero wtedy, gdy stają się sprawami o naprawdę dużym zasięgu. Z kolei jako odbiorca najpowszechniejszych programów informacyjnych zakładam, że redakcje dbają o hierarchizację przekazu i podają faktycznie rzeczy ważne. Ale, oczywiście, ponieważ jako tako znam media od podszewki, czyli od strony produkcji, zdaję sobie sprawę z tego, że istnieją  pewne pozamerytoryczne parametry wpływające na proces doboru wiadomości.

Czy ostatecznie mam poczucie, że docieram do rzeczy najważniejszych? Tak, chociaż o niektórych sprawach wszyscy dowiadujemy się z opóźnieniem. Na przykład problem w Darfurze* rozwijał się co najmniej od początków 2003 roku, aż wreszcie dziennikarze dotarli na miejsce, zobaczyli na własne oczy, co się dzieje, i zaczęli alarmować opinię publiczną. Ale to stało się dopiero wiosną roku 2004.

Z innej perspektywy

A przyjeżdżając do Polski, nie ma Pan poczucia, że wpada w czarną dziurę informacyjną?

Przyznaję, że w ostatnich latach odczuwam niedosyt. Długo pracowałem w instytucji, która specjalizowała się w informowaniu o sprawach międzynarodowych, od lat mieszkam na stałe w Wielkiej Brytanii, a to na pewno zmienia moją perspektywę. Odnoszę wrażenie, że polskie serwisy są wręcz przeładowane wydarzeniami krajowymi, które z perspektywy zagranicy wydają się wątpliwej wagi. Wystarczy wspomnieć, że polskie media nie tak dawno temu pasjonowały się aferami seksualnymi polityków z koalicji. Rozumiem, to jest nośne i dobrze się „sprzedaje”, odbiorcy chcą sensacji, ale próba ograniczenia obrazu świata do takich tylko zjawisk żenowała mnie, a podejrzewam, że nie byłem tutaj wyjątkiem.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się