fbpx
Tomasz Węcławski maj 2007

Upomnienie od Oto Mádra

Wyrażenia modus moriendi ecclesiae – sposób umierania Kościoła w państwie komunistycznym, w swoistym kontrapunkcie do wyrażenia modus vivendi użył ówczesny arcybiskup Agostino Casaroli, prowadzący ze strony Watykanu (w ramach tzw. polityki wschodniej Pawła VI) rozmowy z władzami trzech komunistycznych państw środkowoeuropejskich: Polski, Węgier i Czechosłowacji.

Artykuł z numeru

Nie dać Kościołowi umrzeć

Pełna formuła Casarolliego brzmiała: w Polsce chodzi jeszcze o modus vivendi, na Węgrzech o modus vivendi vel moriendi, w Czechosłowacji już tylko o modus moriendi Kościoła. Krótki esej Oto Mádra Modus moriendi církve był reakcją na te słowa – i na całą atmosferę i styl ówczesnych negocjacji. Z własnych doświadczeń dotyczących z odczuciami i nastrojami czeskich katolików tamtego czasu dodam coś, co w roku 1976 usłyszałem od jednego z prześladowanych księży – słowa odnoszące się do wspomnianych właśnie negocjacji: ,,Jeśli tak mają negocjować, niech nam lepiej pozwolą spokojnie umrzeć”.

Tekst Mádra pojawił się najpierw w czechosłowackim samizdacie, nieco później,, w roku 1977, został opublikowany po niemiecku w austriackim czasopiśmie „Diakonia” i dopiero w roku 1980 w rzymskim emigracyjnym czasopiśmie czeskim „Studie” – po czesku. Niemniej, już wcześniej wśród osób związanych z nieoficjalnymi strukturami kościelnymi w Czechosłowacji, a także w szerszych kręgach ówczesnej opozycji, tekst ten stał się przedmiotem zastanowienia i rozmów. Do eseju Mádra nawiązał inny wybitny czeski teolog tego czasu, Josef Zvěřina, tekstem zatytułowanym Odvaha být církví (Odwaga bycia Kościołem). Trzecim ówczesnym teologiem czeskim poruszającym podobne kwestie – po części w polemice z Mádrem i Zvěřiną – był Bonaventura Bouše, który pisał o ,,Kościele umierającym jako Kościele grzesznym”, który musi odejść.

Okoliczności historyczne, w jakich pojawił się tekst Mádra, są ważne, ale nie decydujące. Mádr mówi rzeczy uniwersalne i w gruncie rzeczy w bardzo niewielkim stopniu uwarunkowane konkretem ówczesnej sytuacji czeskiej czy słowackiej. Jego tekst stał się upomnieniem – czytelnym, jak sądzę, także dla tych, którzy nie podzielają religijnej perspektywy Autora, ale dostrzegają wezwanie do odwagi i powagi wobec odpowiedzialności za własne życie i wobec wyzwania śmierci i umierania.

Tak właśnie, jako uniwersalne upomnienie, proponuję czytać ten tekst dzisiaj – zwłaszcza w kontekście dzisiejszej sytuacji polskiej, w tym w kontekście obecnej polskiej sytuacji kościelnej. Okoliczności mogą się wydawać skrajnie odmienne. Wielu uzna, że nie ma podstaw do żadnych porównań sytuacji tamtego skazanego na śmierć Kościoła z bogatym życiem kościelnym w Polsce. Proponuję nie spierać się o to, ale raczej zdać sobie sprawę z tego, że stały się i dzieją wokół nas rzeczy, które bardzo prędko postawią wielu ludzi, którzy chcieliby zachować rozmach i siłę tradycji, struktur, zgromadzeń czy instytucji kościelnych w Polsce, przed pytaniami, jakie wówczas wskazał Mádr. Może się mylę, ale jestem przekonany, że tak właśnie będzie. W wielu istotnych sprawach już tak jest. Nawet jednak, jeśli to, co napisał Mádr, nie miałoby bezpośredniego przełożenia na instytucjonalną społeczność katolicką w Polsce, jego tekst pozostaje upomnieniem w prostszym i bardziej bezpośrednio nas dotyczącym sensie. Warto zdać sobie i z tego sprawę.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się