fbpx
ks. Robert Skrzypczak maj 2007

Zirytowani pasterze, rozdrażnione owce. O chorym i zdrowym antyklerykalizmie

Casus arcybiskupa Wielgusa obudził coś drzemiącego w naszej kościelnej rzeczywistości, o czym raczej się nie mówi, by nie wywołać demona konfrontacji. Łatwiej i wygodniej w opiniach i komentarzach poruszać się na poziomie polityki, stosunku do historii i sprawy narodowej, czy wreszcie samej kwalifikacji moralnej czynów. Tymczasem pod warstwą debaty o lustracji księży i rozliczeniu się z totalitarną przeszłością, pod gorączką dociekania, kto bohater a kto tchórz, ukrywa się inny poziom: wzajemnych relacji w Kościele.

Artykuł z numeru

Nie dać Kościołowi umrzeć

Zwierciadło wydarzeń

Z wolna dają o sobie znać „podziały” dotąd uśpione pod skorupą sennej rutyny funkcjonowania olbrzyma, jakim jest polski Kościół. Oskarżenia rzucone przez prasę w stronę hierarchy mającego objąć najbardziej prestiżowy tron biskupi w kraju wywołały reakcję. Padły z ambon kościelnych mocne słowa, „że w środowiskach ludzi mediów, kultury i polityki wiele rzeczy wymaga naprawy”. W odpowiedzi na to dziennikarze zaczęli z przekąsem zastanawiać się, „czy w procesie oczyszczania nie powinno dojść do procesu autolustracji wszystkich biskupów w Polsce?”. Niektórzy wręcz twierdzili, że wypowiedziami hierarchów „urażeni zostali świeccy, którzy walczyli o zmianę”. I jakby idąc za ciosem zaczęto domagać się na biskupa stolicy „nowego Ambrożego”, czyli „młodego, nieuwikłanego i dynamicznego kapłana”. W tle tego wielokrotnie powtarzanego żądania kryła się nadzieja zastąpienia starego, postkomunistycznego, sklerykalizowanego pokolenia hierarchów nowym wyidealizowanym „pokoleniem Jana Pawła II”, w którym znaczącą rolę odgrywa przebudzona samoświadomość świeckich. Należy pamiętać, że św. Ambroży na biskupa Mediolanu został wybrany spośród katechumenów przez aklamację ogółu wiernych.

Nie chodzi o samą rolę biskupa w Kościele, ale kto ma w tej sprawie prawo głosu.

Wcześniejsze próby dzielenia rzeczywistości eklezjalnej w Polsce na Kościół łagiewnicki i Kościół toruński, na katolików otwartych i katolików konserwatywnych, na model moherowy czy też kapeluszowy w momencie przesilenia związanego z ingresem arcybiskupa Wielgusa znalazły swe skonkretyzowanie w postaci wzajemnej niechęci pomiędzy duchowieństwem a laikatem. Jedni mieli z wyniosłą dumą podkreślać: „Kościół to my”, drudzy podejmować krucjatę w sprawie upokorzenia tamtych. Ów klerykalizm i jego przeciwieństwo przyjęły jakby nową postać spolaryzowania w symbolu władzy: klerykalizm mierzony odległością od ołtarza oraz laicyzm mierzony odległością do dziennikarskiego mikrofonu. My mamy przeciwko wam ambonę, a my mamy przeciwko wam gazetę. Wiele także pytań o celibat księży czy rolę kobiet w Kościele bierze się z tego samego napięcia w dochodzeniu, kto jest uprzywilejowany, a kto niedoceniony, komu ująć a komu dodać.

Pozostawiając w tle aktualne wydarzenia, pragnę zastanowić się nad fenomenem klerykalizmu i antyklerykalizmu obecnego w naszej przestrzeni doświadczania Kościoła. Skąd się bierze? W co może się przeobrazić? Czy jego rola jest jedynie niszcząca, czy również ozdrowieńcza? Czy są sposoby na uwolnienie się od jego wpływania na uczniów Chrystusa? Co zrobić, aby ludźmi Kościoła nie rządziła ta „milcząca schizma” między duchownymi a wiernymi, ale zasada personalistyczna, pozwalająca wspólnie zaangażować się we wszechstronny rozwój osoby ludzkiej?

Między tramwajem a manifestem

Nasz swojski, nadwiślański antyklerykalizm rozciąga się pomiędzy dwoma biegunami: jednym jest tramwaj, drugim pisma skrajnie lewicowe. Pierwszy reprezentuje jego odmianę zgrzebną, rubaszną, jowialną i emocjonalną, Rozbrzmiewa w postaci dowcipów, opowieści, oburzających przykładów aż po fanatyczne akty pogardy czy napastliwości. Stanowi krytykę stylu życia księży, rodzaj wyżywania się na ich wadach czy poglądach. Karmi się osobistą urazą, dynamiką plotki bądź filozofią „kozła ofiarnego”: wszystkiemu winni są „czarni”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się